Zwiedzanie Lwowa – cz.1

Zwiedzanie Lwowa - cz.1

Zwiedzanie Lwowa – cz.1

Zwiedzanie Lwowa - cz.1

Zwiedzanie Lwowa – cz.1

Zwiedzanie Lwowa – cz.1

W głowie jak co roku rodzi się to samo pytanie: co zrobić z tymi kilkoma wolnymi dniami? Za mało żeby ruszać w daleki świat, za dużo żeby siedzieć w domu. Niespodziewanie wybór pada na Lwów – planowany od jakiegoś czasu jednak jakoś nigdy nie w zasięgu ręki. Może teraz się uda… Pierwsze rozeznanie terenu i okazuje się, że do Lwowa z Lublina jedzie bezpośredni autobus – cena biletu 45zł!!! To tyle samo co z Lublina do Krakowa!!! Bilety zakupione – jedziemy!!! Pierwsza niespodzianka czeka nas już na dworcu PKS w Lublinie – podjeżdża autobus przypominający co najmniej wehikuł z poprzedniej epoki. Zaczynamy się zastanawiać czy dojedziemy tym pojazdem chociaż do granicy ale uroczy pan kierowca stwierdza, że będzie dobrze 😉


Nie wszystkie okna się otwierały, nie wszystkie fotele były super wygodne ale mimo wszystko humory nam i naszym współtowarzyszom podróży dopisywały. Wielu z nas jechało tam pierwszy raz więc w powietrzu czuć było atmosferę podniecenia. Nad wyraz szybko udaje nam się dotrzeć na granicę. I o dziwo kolejka nie za długa. Po godzinie oczekiwania i pierwszej konfrontacji z celnikami jedziemy dalej.


Pierwsze spostrzeżenie po wjechaniu na ziemie ukraińskie: jeśli myślicie, że polskie drogi są do niczego to grubo się mylicie. Droga, którą przyszło nam jechać do Lwowa przypominała pod względem ilości dziur ser szwajcarski. Strach było się odzywać bo groziło to odgryzieniem sobie języka przy wpadnięciu w kolejny dołek.

Po 2,5 – godzinnej jeździe od granicy jesteśmy u celu podróży.


Wysiadamy przy samej Operze Lwowskiej. Jeszcze zanim udajemy się do hotelu zaglądamy do niej żeby nabyć bilety na spektakl. Następnego dnia wystawiany jest balet „Don Kichot”. Ceny biletów do 50 do 150 hrywien ukraińskich (czyli od 20 do 60zł). I pierwsze rozczarowanie – bilety już dawno wyprzedane. Miny nam zrzedły ale… Okazuje się, że tu wszystko jest możliwe. Dostrzega nas pewna pani pełniąca rolę odźwiernej i w pełnej konspiracji przekazuje nam informację, że mamy się zjawić jutro pół godziny przed spektaklem i miejsca na pewno dla nas się znajdą – ona nas zapamięta i coś załatwi. Trochę nas to początkowo rozśmieszyło ale w końcu nic nie ryzykujemy – obiecujemy, że następnego dnia się pojawimy. Po „rezerwacji” biletów w operze idziemy do hotelu – o dziwo mieści się 5 minut od Opery w starej, pięknej kamienicy. Cena za dobę około 50 zł/osoba czyli całkiem przyzwoicie biorąc pod uwagę fakt, że mieszkamy w ścisłym centrum no i mamy ciepłą i zimna wodę przez cała dobę co w warunkach ukraińskich jest na prawdę wielkim komfortem. Szybko zostawiamy walizki i idziemy na nasz pierwszy, wieczorny spacer po Lwowie.


Miasto na pierwszy rzut oka czyste, zadbane, tętniące życiem. To co na pewno rzuca się w oczy to szyldy i reklamy pisane cyrylicą. Nie ma jednak co się stresować jeśli chodzi o komunikację – łatwiej tu się porozumieć po polsku niż po angielsku. Wchodzimy do jednej z urokliwych knajpek spróbować ukraińskiego piwa. Ceny oczywiście zadziwiające – 10 hrywien – czyli niecałe 4 złote. Kolejną niespodzianką było to, że większość restauracji zamykana jest o 22:00 – oprócz naprawdę nielicznych czynnych trochę dłużej. Nasyceni Lwowem by night wracamy do hotelu.