Łowcy niebezpieczeństw – z adrenaliną za pan brat

Łowcy niebezpieczeństw - z adrenaliną za pan brat

Aleja Tornad – Why Not Fly…

Łowcy niebezpieczeństw - z adrenaliną za pan brat

Łowcy burz – Why Not Fly…

Łowcy niebezpieczeństw - z adrenaliną za pan brat

Surfing – Why Not Fly Bilety…

Łowcy niebezpieczeństw – z adrenaliną za pan brat

Każdy normalny człowiek, stający przed zagrożeniem przekraczającym jego możliwości najczęściej ma do wyboru tylko jedną opcję. Uciekać. Jednak nie oni. Dla nich zagrożenie jest jak powiew świeżego powietrza w upalną noc. To oni poszukują niebezpieczeństwa, a nie odwrotnie. Nazywa się ich szaleńcami, głupcami, łowcami wszystkiego, co grozi śmiercią bądź kalectwem. To nie hobby. To styl życia.

 

Życie na krawędzi nie każdemu odpowiada. Jedni spędzają czas za biurkiem, drudzy uprawiając sport, inni jeszcze poświęcają się życiu rodzinnemu. Rzeczywistość lubi jednak uwierać niczym przyciasny kaftan. Wśród codziennej monotonii niektórzy potrzebują znacznie więcej niż zwyczajowego oddechu pełną piersią. Takie właśnie osoby ścigają tornada i pchają się tam, gdzie każdy rozsądny człowiek bałby się włożyć palca. Dopiero wtedy, gdy krew w żyłach osiąga stan wrzenia, a na plecach czuć już złowieszczy oddech ponurej kostuchy, dopiero wtedy mogą wykrzyczeć całemu światu, że żyją i mają się dobrze.

 

Najbardziej znani są łowcy tornad. Pogoń za nimi – jak na tak niezwykły sposób na spędzanie wolnego czasu – ma wyjątkowo bogatą historię. Znajdująca się w Stanach Zjednoczonych oraz części Kanady, słynna Aleja Tornad to ogromny, mający ponad 800 długości i 650 kilometrów szerokości obszar, na którym szansa spotkania tornada jest wyższa niż znalezienie oddziału McDonald’sa w centrum Nowego Jorku. Obejmuje ona głównie tereny Teksasu, Oklahomy, Kansas, Nebraski, Iowa i Południowej Dakoty. Tutaj nie tylko wyszkoleni specjaliści decydują się na spotkanie twarzą w twarz z szalejącym żywiołem. Wielu uzbrojonych w kamery i aparaty cyfrowe amatorów, mogłoby zawstydzić niejednego dyplomowanego meteorologa. Ci jednak, którzy nie mają przyjemności zamieszkiwać Alei Tornad radzą sobie na inne sposoby. Zamiast tornad udają się w pogoń za chmurami burzowymi, licząc na to, że matka natura w swojej łaskawości, zwali im niebo na głowy. Choć wystarczy hojny podarunek w postaci rydwanu błyskawic, porywistego wiatru, gradu bądź skromnej biblijnej ulewy. W trakcie tych pogoni w pogotowiu zawsze czeka niezawodny aparat, a w bagażniku detektor wyładowań atmosferycznych czy radar dopplerowski.

 

Każdy też słyszał o narciarzach stawiających czoła śmiercionośnym lawinom, czy surferach przemierzających wybrzeża w poszukiwaniu kilkunastometrowych fal. Są również i ludzie zafascynowani wybuchającymi wulkanami. Ci jednak mają stosunkowo najtrudniej, bo wulkany wybuchają rzadko i zazwyczaj znajdują się w trudno dostępnych zakątkach globu. Całkiem świeżym trendem jest z kolei zabawa w łowienie trzęsień ziemi. Wprawdzie trzęsienia ziemi są wciąż daleko nieprzewidywalne, ale przecież: „Dla chcącego nic trudnego” – jak mówi stare przysłowie. Jak zatem złapać trzęsienie ziemi? Najczęściej robi się to w ten sposób, że jedzie się w miejsce, w którym niedawno miało ono miejsce i oczekuje się na wstrząsy wtórne, które w przypadku silnych trzęsień są bardzo prawdopodobne. W ostatnich latach dużą „popularnością” cieszyła się Japonia, indonezyjska Sumatra oraz Haiti.

 

Choć ciężko nam to przyznać, to pewnie wielu z nas z chęcią oddałoby te kilka lat spokojnej egzystencji, w zamian za kilka minut zimnego dreszczu przerażenia w obliczu bezlitosnych sił przyrody. Ale nie tylko odwaga pcha łowców niebezpieczeństw prosto w jego groźną paszczę. Często jest też to aspekt finansowy. Zrobienie zdjęcia czy nakręcenie filmu, za którego media zapłacą niemałe pieniądze. Tacy właśnie są. Współcześni śmiałkowie, dla których podziw miesza się z pogardą. Cóż, nikt nie powiedział, że bohaterowie nie mają w życiu pod górkę.